
O rzesz orzeszku, ale ciała daję.
Wakacji koniec, sierpnia koniec a ja taką ciszą na blogowisku straszę,
że nie wiem czy mnie jeszcze ktoś pamięta?
Żarcik taki, wiem ze moja e-rodzinka czuwa i maile śle, jak długo opóźniam się z donosami co w Belgowie się dzieje.
A dzieje się, dzieje.
Moja liczba pojedyncza pozwoliła mi wreszcie na dokonanie tego na co miałam ochotę od ponad miesiąca.
Wlazłam na dach.
No bo jak wleźć bym nie mogła?
Tosz doglądanie własnego dachu i możliwość spojrzenia na włości z innej perspektywy, gryzło mnie od kiedy rusztowanie postawiono.
No ale skoro wtedy byłam dwupakiem to siedziałam cicho, a teraz.
Teraz nadrabiam jak wściekła te zaległe miesiące nic nie robienia.
I do niczego te miesiące się nie przydały-bo niby miałam wypoczywać przed przewróceniem się mojego świata na łopatki z chwila pojawienia się księciunia.
No i Ksieciunio sie pojawił i ...i cisza, spokój.
Ja nie wiem czym zasłużyłam, ale pierwszy miesiąc minął pod znakiem stoickiego spokoju i kamiennego snu ze strony Raszka, a z mojej strony-oszalałych prac domowych, układania, prasowania, odkurzania i szycia, szycia szycia kilometrów zasłon. Te na zdjęciu z łazienki uszyła Iza, ale projekt mój.
I aby nie było, Raszko ma idealny słuch przebadany na lewo i prawo, tylko jest tak kochany. że wszelkie szaleństwa matki ganiającej po domu z odkurzaczem, wiertarką, stukania wiercenia i inne odgłosy chłopaków remontujących,
olewa i śpi snem kamiennym. Aby tak dalej.
A z nowości
Dach jest. Piękny, matowy, ciemnoszary.
Okna są. Piękne, matowe, ciemnoszare.
Będzie więc cieplutko i milutko
Z moich pomysłów, podpory daszka z drewnianych, zostały wymienione na identyczne jak na tarasie-bloczkowe. Kiedyś, tak samo jak i tarasowe, obkleję je łupkiem.
Wyszperałam również prawie metrowej wielkości lampeczkę. I tu me pytanie, jak myślicie na taras ją, czy do jadalni?
Trochę mi szkoda na taras- ale pięknie tam wygląda. Zresztą pięknie wygląda wszędzie.
Z dalszych mych pomysłów, pozbyła się wreszcie z ogrodu, straszaka blaszaka. Od razu lepiej. Teraz mam nieoszpecony widok na ścianę zieleni.
No i na koniec, u Panienki też się trochę zmieniło.
Jak widać, Panna postawiła na dobre maniery i zamieniła michę na talerz.
Teraz czekamy aż poprosi o widelec i nóż.
No to taki szybki skrót z Belgowa.
Dzieje się dużo i jest cudownie.
Przepraszam bardzo Wszystkich za moją małą aktywność komentatorska.
Ale z wolną jedna ręką-bo tylko przy czynnościach kulinarnych mojego syna, zaglądam na blogowisko- jest mi totalnie ciężko pisać.
Obiecuje poprawę.
Buziolki w nochy i jeszcze raz dziękuję


















