Dawno, dawno, bardzo dawno temu był sobie Jaś Jaskiniowiec. Jaś lubił orzechy i pomimo ostrzeżeń mamusi rozłupywał je wsadzajac sobie miedzy szczeny.
Pewnego razu trafił na twardy orzech do zgryzienia.
Ząb pekł, ból strzaszny. Tabletek, dentystów, plomb, jeszcze nie wymyślono, więc mamuśka wzięła ociosany kamol, jakis patyk i ciach. Ząb usuniety.
Dawno, dawno, temu w Cesarstwie, Cysarza rozbolał brzuch. W pałacu był czarnoksężnik w księgach medycznych oczytany, więc ciachnął cysarza, wyjął co sie zepsuło,
pozszywał i cysorz żył jeszcze długo rządząc niesprawiedliwie swoim cesarstwem.
Dawno temu był sobie Bartłomiej Baron. Fleczer odwiedzał go regularnie gdyż Pan Baron od dzieciństwa miał problemy sercowe, nie związane z rozterkami miłosnymi, lecz ze sprawnoscią serducha. Leki fleczera przedłużyły żywot Barona o kilka wiosen, ale gdyby Bartłomiej żył w czasach teraźniejszych, jedna rutynowa operacyjka powoliłaby mu na obaczenia jak jego praprawnuk roztwania w karty majątek.
No i witamy w teraźniejszości. No kurka H2O jaka cywilizacja. Jak to na przestrzeni wieków wrosła nasza wiedza. Jakie te plomby u dentystów są ładne. Jakie te sale chirurgiczne są nowoczesne.
Jacy ci lekarze mądrzy. Serca wymieniają, oczy reperują, krew przetaczaja, walczą z rakiem z hiv.
To może niech przestaną.
Bo skoro w jednych sprawach zwiazanych ze zdrowiem człowieka dozwolona jest ingerencja ludzka, a w drugiej jedynie Boska, to, to mnie się nie podoba.
Dochodzą do mnie różne ciekawostki, przegladam sobie wiadomości w necie i co ja widzę.
Abp Hoser, mówi o wykluczaniu z Kościoła za poparcie in vitro, i tak jestem wykluczona bo jestem rozwódką.
B Piecha, porównał metodę zapłodnienia in vitro do kary śmierci.
Ktoś mi doniósł, że był pomysł aby kobiety, które w przyszłości, potajemnie zdecydują się na zabieg, karano więzieniem.
Ogólnie najwiekszym utrapieniem są zamrożone embriony. Bo przecież każdy tylko czycha aby se takich embrionów naprodukować, schowac w zamrażalnik i se sprzedać na alledrogo.
Dobija mnie niewiedza ludzka.
My mamy sześć Mroźniaków. Jak już kiedyś pisałam, traktujemy wszystkie sześć jako nasze dzieci i wszystkim damy szansę przyjścia na świat.
W moim wypadku, embrionów musielismy nadprodukować i zamrozić, ze wzgledu na operacje, którym musiałam sie poddać. Nie będę sie rozpisywać o szczegółach, ktoś chce to odpowiem na maila.
W Belgii jest inaczej, jest tak jakbym chciała aby kiedyś było w Polsce.
Kobieta ma 7 prób sponsorowanych przez państwo, więc istnieje limit. Wizyty lekarskie w szpitalach, usg, pigułki, zastrzyki-
jak ktoś nie umie sobie sam zrobić, a partner z tych strachliwych, to pielęgniarka przyjeżdża do domku, wszystko jest sponsorowane.
Najwiekszy szok przeżyłam tutaj 2 razy.
Pierwyj-kiedy zaproszona nas do Brukseli, do szpitala, na prezentacje całego zespołu zajmujacego sie in vitro. W aulii ustawili się w rzadku wszyscy i po kolei przedstawiali się zgromadzonym parom.
Od Pani Zdzisi, która to odbierze od Państwa telefon i udzieli informacji co i jak, po Pana ordynatora Dr Znachora, który to tym wielkim zespolem dowodzi.
Wtaryj, to kiedy dowiedziałam sie, że do pierwszej próby dopuszczą nas dopiero po wizycie u Pani psycholog.
W kraju przechodziłam raz tą drogę i nikt nigdy nawet nie pomyślał o przedstawieniu mi się, a co dopiero o jakiejs poradzie z psychologiem.
Ja się nie znam na polityce, ja mam tylko swój mały rozumek. Rozumek, który wymyślił sobie, że jeśli każda z kobiet takich jak ja będzie mówić o swoim problemie głośno,
że jeśli ustali sie limit zarodków, tak jak sie utaliło limit prób w Belgii, to może coś sie zmieni.
Dzisiaj miałam wizyte o mojej Pani Doctor. Fajna kobitka.
Wizytowałam ją w celu ustalenie terminu transeru pierwszych Mroźniaków.
A więc tak, zostało mi jeszcze z 5 tabletek-5 dni, potem stop, potem czekamy i od dziś za jakieś cztery, pięć tygodni stanie się.
Od dziś zamilknę na temat Mrozniaków, dopóki się nie upewnię, że jest wszystko OK. Znacie mnie-zapeszyć nie chce.
Mroźny poranek na ogrodzie.