wtorek, 7 lipca 2015

Dużo dużości. Zmian, pracy, ogrodu i ogólnego szaleństwa.


Jakoś dziś jestem warcząca. Zła strona mnie okazuje rogi otoczeniu.
No są takie dni-należy przeczekać w ukryciu ;)
Weź na kolana psa, do serca przytul kota (albo w innej konfiguracji ) i od razu lepiej ;))))

To nawet zabawne. Mój czas rozpisany jest na minuty.
 Z dokładności do ich 15 mogę określić gdzie przebywałam co robiłam przez ostatni rok w godzinach 7-17. Rozpisane te minuty są oczywiście w pracy, bo tu prację na godziny. Płaca godzinna jest chyba mało popularna w Polse, czy już nie?
Nie piszę i nieogarniam, bo coś kosztem czegoś. Inaczej albo dom stanie na głowie, albo ja padnę.
Kilka miesięcy temu wymyśliłam sobie, że złożę swoją kandydaturę na szefa ekipy obsługującej od strony technicznej, mój dom staruszków- zespołu 12 osób. Zapowiadało się, że będę kontynuować dzieło moich poprzedniczek, którym oprócz tytuły nic się w życiu nie pozmieniało, a tytuł szefa jednak kusił.
O naiwności.
Nie dość, że wygrałam konkurs-ja z moim kulawym francukim, to jeszcze załapałam się na całkowite przeobrażenie tego stanowiska i teraz -latam, sprawdzam, kontroluję, nadzzoruję, zgrzytam zębami, tłumaczę,zostaje po godzinah, tłumaczę, pokazuję, znów kontroluję i po raz setny powtarzam i tłumaczę ;))) super. Ogarnąć ich, swoją działkę, i nie oszaleć.
Z ciekawostek-moja kandydatura nie była pewnikiem, bo według moich szefów jestem-uwaga-za miła ( tu pewne osoby parsknęły śmiechem, bo podobno nie jestem. Zostawmy więc te osoby z takim przeświadczeniem jakie chcą mieć. Zazdrość różne ma oblicza.
Po drugie, prawie wszystkie moje owieczki, plus jeden baranek, zgodnie pytały się mnie czy teraz będę na nich krzyczeć.
Dlaczego ja mam krzyczeć? Miałam w życiu kilku szefów i tych co się wydzierali traktowałam raczej jak lekko upośledzonych.
Ja upośledzona nie zamierzam być.
Wymyśliła sobie "taktykę" wzoru "cnót" i zalet, szefa na którym można polegać, który wie co robi i na tym opiera swój autorytet w grupie. Tak sobie wymyśliłam w teorii- praktykę podsumuję życie ;)
Na razie, ku mojemu zaskoczeniu, ogarniam, ledwo a jednak ;))))

Dla wytrwałych zdjęcia naszej majowej wycieczki. Pairi Daiza. To już drugi raz, a mój zachwyt nadal taki sam.




Tym razem karmiłam słonie- powiem wam, że dotykanie ich trąby to bardzo dziwne doświadczenie. Takie oślizgłe zimno mokre tubki ;) dziwne, ale wszystkiego trzeba spróbować. Karmienie zaliczone ;)





Tym razem udało mi się odnależć dom właściela tego niesamowitego ogrodu-zoo.
To tam wysoko na drzewie pomieszkuje kiedy odwiedza swoje królestwo.

A to kawałek mnie w śmiesznych butach.
Stylizacja na szaloną turystkę ;)))



Ogarniam również i to bardzo przyzwoicie, mój ogród.
Pierwszy raz mam pomocnika w ogrodzie i to dzięki niemu moje plany wreszcie wcielam w życie. Wiem,  że super jest zrobić wszystko samemu- tymi ręcami, ale nie dam rady. Dziękuję więc, że pojawił się u nas super ogrodnik, który przeobraża i cierpliwie wysłuchuje,  a potem wciela w życie  moje plany. Oczywiście ja w każdej wolnej chwili też biegnę do ogrodu.
A tych chwil na lekarstwo ;)))
Zamiast słów zdjęcia.
Zmiany od 2010 do dziś.
Dopiero na zdjęciach zobaczyłam, że to jednak rośnie juhuuuuuuu.

09 2010-dom jeszcze nie nasz, pierwsze podglądanie oferty zza okna.

06 2015


2010

2015

2010

2013

2013


2014

2015

2013

2015


maj 2015


czerwiec 2015



i znów czerwiec












Na klepowisku powstał- warzywnik ;)))))
Warzywnik, który na poczatku omyłkowy był brany za łóżka, potem grobowisko aż wreszcie stał się grządkami z cukinią, groszkiem, ziemniakami, papryką, ogórkami i 2 krzaczkami pomidorów ;)))









Na koniec różności i zmykam-dziękuje że pamiętacie-ślę tryliony buzioli w nochy, gorących buzioli ;)))












ps-ten kamol w środku wypatrzyłam na budowie męża. I tak marudziłam, prosiłam, że został nadludzką siła przetransportowany do mojego ogrodu;)
Related Posts with Thumbnails