sobota, 26 marca 2011

Bo jak se wezmę język i jak go upierd...zielę...



Mam wiele wad. Co tam wiele, wiele to stanowczo za mało napisane.
Zważając na moje ostatnie poczynania i wymianę korespondecji z moją przyjaciółką, streszczę te najważniejsze i się ukoję publicznie.

Robię straszącą mordę.
Ale taką jakąś mordę, że ludzie się mnie boją. Jak bum cyk cyk, kiedyś nawet obcy przechodzień spytał sie Mamy PrzedPadre Kota dlaczego ta Pani-czyli ja-jest taka nieszczęśliwa i zła.
Nadmienię, że wychodziłam z łupami ze sklepu, było lato-zła i nieszczęśliwa być nie miałam prawa.
Jak poznaję nowe osoby, często za wczasu uprzedzam o tym moim defekcie anatomicznym, coby się mnie nie bały.

Uprzedzam również, że jestem ślepa.
To taka ślepota z okularami albo szkłami na oczach.
Do dziś jak się kto spyta Piesiaka,
-Co z tą Hanną, widze ją na mieście, mija mnie o 5 cm i NIC. Łeb zadarty, nie pozna, nie powita, już jej odbiło całkowicie?
Piesiak odpowiada coby się nie martwić, bo Ona-Ja znaczy, ślepa i jej trzeba łapami przed twarzą machać to wtedy zauważy.
Naprawdę, jak się z nimi umawiałam, to one obydwie-Piesiak i Bogdan- musiały stać na krawężniku i machać gdzie są, bo inaczej ni wozu, ni kierunku dobrego bym nie obrała i minęła jak powietrze.

Najgorsza ma wada, to moje Dobre Intencje.
W tym wypadku, tak samo jak i w momencie pojawiania się u mnie Dobrego Pomysłu-należy wiać.
Z Dobrym Pomysłem jest jakoś lepiej, bo zazwyczaj przedstawiam go komuś i po reakcji tej drugiej strony mogę się domyśleć czy go sfinalizowac, czy nie.

Z Dobrą Intencją jest tragicznie, bo o niej nie mówię, nie pytam drugiej strony, czy sobie życzy, tylko ją czynię.
Skutki wprowadzenia jej w czyn są widoczne dopiero PO i w 90 na 100 przypadków kończą się wykluczeniem mnie z grona znajomych.
Jakoś tak zawsze chcę dobrze a wychodzi do zadu.
Właśnie ostanio, moja trzecia przyjaciółka Marzenka, obraziła się na mnie, bo mi sie DI włączyła i chciałam dobrze na siłę.

I ten mój jęzor.
OOOOO jęzor to jest mistrzostwo.
On jakoś tak zawsze przedemną.
Ja coś pomyślę- i zanim to zweryfikuję, przetworzę na mowę dopuszczalną do obiegu, zastanowię się jakie durnoty chcę powiedzieć, to mój jęzor już o tym donosi.
Ile On, no bo nie ja przecie, kretyństwa na ten padół wypuścił, ile On mi wrogów poczynił,
ile to On razy był gwoździem do trumny przypięczetowania mojego wizerunku osoby chorej inaczej-to nie zliczę.

Ukarzam się więc, wszem i wobec przedstawiając wady rozwoju mego.
Przyjaciołom dziękuje, że je znoszą i nadal są, nie uciekając z krzykiem.
A ja?
A ja se może wcisnę gdzieś botox i zmienię oblicze z groźnego na zdziwione,
przeszkole psy-na psy przewodników dla widzacych inaczej,
Dobre Intencje wsadzę tam gdzie ich miejsce, a jęzor jak wezme kiedyś i upierd......


Syrenka-GUAPA w przywioskowym wodospadzie.









Ku końcowi już, chciałam bardzo, bardzo podziękować INKWIZYCJI i Dysiakowi.
Inkwizycji e-cioci, za sadzonki malin. Rozsadziłam je po całym ogrodzie, codziennie sprawdzając jak sie czują. I lofe ju.
Dysiaczkowi za szczęśliwy los i wygraną w candy. Ta piekna, duża, drewniana klatka jest już na salonach Belgowa. Jest piękna a ja szczęśliwa-merssssi normalnie.








No to już-u mnie 19 stopni plus, czego i Wam życzę. Buziole w noch.

wtorek, 15 marca 2011

INNE historie miłosne.




Miłość, to trudny i powikłany temat.
Tyle jej rodzajów, odmian, radości, dramatów i dziwact.
Dziś, w niewybaczalnym skrócie przybliżę jej dwa przykłady.
Tak mnie natchnęło kiedy to jadąc do pracy ujrzałam dzika i kuce.

Dzik ma na imię Bull Rush i mijam go codzinnnie wjeżdżając na teren bazy wojskowej.
Bull Rush jest dowodem na istnienie miłości, kiedy to On jeden a ich setki i nie do końca wiadomo, czy nawet takie pokłady tej miłości są przez ww odwzajemnione.
Dzika gorącą miłością obdarza wojsko składające się w 99 procent z płci brzydkiej.
Bull ma swój domek, ma swoje pole, ma tłum wielbicieli i adoratorów.
Ukoronowaniem i odzwierciedleniem tego wielkiego uczucie jest umieszczenie podobizny Rusha na herbie bazy wojskowej.

Bull Rush w swej miłosnej okazałosci, ps nie mam bladego pojęcia dlaczego Bull Rush









Trochę bliżej domu,co właśnie mnie zmartwiło, pasą się kuce.
Jak je tak mijałam to przypomniała mi się pierwsza miłość Hektora.
Jeden z domów jakie zamieszkiwaliśmy miał bardzo duży defekt-nie miał ogrodu.
Z tej to racji cztery razy dziennie przemieżaliśmy z Hektorixem okoliczne wsie i padoły.
Gdy wiosna nastała, obory i kurniki podwoje swe otworzyły, Hektor poznał swoją pierwsza wielką miłość.
I jak to z miłością pierwszą zazwyczaj bywa, była to miłość z przeszkodami, z innym partnerem w tle i nieodwzajemniona.
Miłością jego została Oślica, która to przebywała w stałym zwiazku z Kucem.
I pomimo codziennych obowiązkowych całusów na dzień dobry i na dobranoc, pomimo wyższości Hektora nad Kucem, pomimo całego jego czaru i niewątpliwego uroku osobistego- Oślica pozostała z Kucem.
Dlatego zmartwiłam się, bo bidulek jak kiedys te kuce zobaczy to mu się jeszcze przypomni i deprechę załapie.







Kuce przyBelgowe.



Wiosna idzie, kochać mi się zbiorowo i pojedyńczo, bezwarunkowo i oślo.

piątek, 11 marca 2011

Kręgosłup w biurku a żółw w hamburgerze, czyli 10 ciekawostek z MySecretLife.


Hania od 10 miesiąca, do pierwszych występów baletowych.

...Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
Bo tego nie wiesz nawet sama ty...

-urodziłam się z dodatkową zewnętrzno-wewnętrzną przetokę uszną. Wygląda to jak dziurka po kolczyku, z tym, że na środkowym płatku ucha.
Moja zatoka, niestety, przez całe życie płatała mi figle, więc rok temu, przygotowując się na przyjście Mroźniaka, zoperowałam ją.
Najciekawsze jest to, że taką samą przetokę, ale na prawym uchu ma Padre Kot.
Ten sam rocznik, ten sam szpital, może grasowała po nim jakaś szalona położna, która naznaczała dziurkaczem przeznaczone sobie noworodki?





-Od 3 roku życia, przez 10 kolejnych lat tańczyłam w ognisku baletowym-zdjęcie tytułowe.
Scena, reflektory, adrenalina. Udało mi się nawet zatańczyć z 15 sekund solówki.
Jakby za mojej młodości było You Can Dance, to bym pewnikiem wygrała tytuł ufo-ludka wszystkich edycji.

-Mój Tatuś był anatomopatologiem współpracującym z organami ścigania.
Części ciała w formalinie, kawałek kręgosłupa w biurku, stos czaszek na podwórku PAM, umarlaki, z tym się wychowywałam.
A jak już podrosłam i okazało sie, że mam talent plastyczny to służyłam nim mojemu Tacie min w celu zilustrowania komiksowej historii odejścia z tego padołu kilku biednych duszyczek.



-Po rodzicach lekarzach miałam podtrzymywać tradycje medyczne szczycąc sie w przyszłości dyplomem stomatologa.
Ja jednak, po obrażeniu się na całą rodzinę, która nie pozwoliła mi iść do Plastyka, wybrałam socjologię, naukę o wszystkim i o niczym.

-dorabiając przez okres studiów w pizza hut, zaserwowałam pizze, raz-Kayah oraz prawie codziennie- Majdanowi.
Majdan wtedy był młodym bramkarzem uganiającym się za najładniejszą z naszych kelnerek - Kasią.
Kasia wolała jednak miłość kucharza.
To był pierwszy kosz Majdana, który przez tą porażkę miłosną nie może ułożyć sobie życia do dnia dzisiejszego.




-Moje pierwsza prawdziwa praca po obronie-to agencja reklamowa. Byłam pojedynczym organem odpowiedzialnym za reklamę rozwijającej się sieci supermarketów Sz-ńskich.
Fucha była wielozadaniowa, od korekt gazetek reklamowych na organizacji imprez plenerowych kończąc.
Przy jednym z otwarć większego supermarketu w centrum Stargardu Szczecińskiego okazało sie, że wodzirej z teatru owszem przyjechał, ale lekko wstawiony.
Prezesi źli, szefowa w szał i dalej wymyślać plan awaryjny.
Plan awaryjny-czyli JA, w garsonce na szpilkach na scenie z mikrofonem ze smokami i hostessami tańcząca kaczuchy. MASAKRA.
Pisałam wcześniej, że walczę o tytuł ufoludka.



-Będąc pierwszy raz w stanach udało mi się, prawie udomowić najdziwniejsze jak do tej pory z moich zwierząt.
Na campie w Pennsylvanii mieszkaliśmy przy jezierze i ja z tego jeziora codziennie dokarmiałam ponad metrowego dzikiego żółwia. Po 2 miesiącach jadł mi hamburgery z ręki.
Tak jak przeglądam Google to mógł być to ARRAU, strasznie się go bałam.



-Na wzór mężczyzn, którzy to w rytuałach męstwa pokazują wybrankom jakie to z nich samce i wspaniali potencjalni partnerzy życiowi, ja na ich wzór skoczyłam na spadochronie.
Dla chłopa, aby mu pokazać jaki skarb może mieć. Chop nie docenił, musiałam drania zdobyć innym sposobem.



-Nie potrafiłabym żyć bez ziemniaków. Moim najukochańszym daniem jest pieczony ziemniak w skorupce z masłem i solą, a taki z ognicha to już rarytas.

-Na koniec, jestem nałogowcem, leniem i do dnia dzisiejszego jak mnie coś, a najczęściej ktoś zdenerwuje- to tupię nogą.

...Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt
To prawda nie potrzebna wcale mi...

Za wytypowanie do wyliczanki dziękuję Kokonkowi a do zabawy ujawnij 10 sekretów z życia, których do tej pory nie znamy, zapraszam

Ivalię z Szafy Malowanej
Radną z Po prostu szczęśliwym być
Lejdika z moj codziernnik.

poniedziałek, 7 marca 2011

Belgijska masakra piłą mechaniczna I.



Robótki reczne, szydełeczko, drutki, hafcik, decu, obrazki, albo...
Zbliża się 8 marca, więc ja, za wizją Pań walczących o swoje,
przyłączam się do kobiet inaczej i w pełni świadomie wyznam, co mnie, po kryjomu odurza i jest moim nałogiem robótek ręcznych.

Zawsze jakoś tak lubiłam inaczej, nieco mniej kobieco.
Jak byłam malutka moja Babcia zabierała mnie na całodniowe wyprawy po Parku Kasprowicza.
Ja tam zamiast pogłebiać więzi międzydziecięce, to wielką miłością zapałałam do pracowników z zieleni miejskiej, którzy corocznie przygotowywali dywany kwiatowe przed 3pticami.
I to właśnie, ku przerażeniu babci, chciałam robić jak będe duża-pracować w zieleni miejskiej.

Jeżdżąc na wieś do Cioci, zamiast w sukienusi być dumą rodziny, to ja w pierwszej kolejności te sukienusie w kąt i zabierałam na spacer psy.
A ponieważ to była wieś z 25 lat nazad, więc zabierałam je na 5m żeliwnych łańcuchach. Mała dziewczynka z miasta z psami, pobrzekująca łańcuchami.



Zamiast zachwycać się pisklakami w niemym zachwycie,to ja im chciałam uluksusowić życie.
Kaczuszkom na przykład, aby miały gdzie pływać, kopałam stawy, wkopując w podwórka stare wanny.
Nie muszę tłumaczyć jak wujostwo po moim wyjeździe kleło wanny te wykopując.

Świnki dokarmiałam trocinami-to dłuższa opowieść, skracając-po prostu nie wiedziałam co czynię.



Corocznie sprowadzałam koty, które corocznie okazywały sie czyimiś kotami, nieumyślnie więc parałam się kotnaperstwem.

Wykopki, grzebanie się w matce ziemi, radość z wykopanego ziemniaka, super sprawa.
Wszystkie dostępne drzewa i dzikie miejsca, zawsze pełno sinioli i podrapanych kolan.

I ta zieleń, przyroda, pęd ku naturze, aby pomóc jej jakoś, doprowadziły mnie w wieku dojrzałym do fascynajcji piłą.
Normalnie jak mam w ręku piłę a w poblizu drzewo, to tak jakby krawcowa dostała kaszmir a jako modelkę Naomi.

Jak się dorwę, to hołdując teorii, iż co przycięte to się odwdzięczy wkroczyłam na ogrody.

Zaczełam od akcji ratunkowej śliwy, niegdyś węgierki.
Huragan mej pasji zahaczył o żywopłot, skasował parasol niewiadomoczego nad okropnym blaszakiem.
W rozpędzie popędziłam do sąsiadów aby im też cos uciąć, no bo jak narzędzie jest, to co się będzie marnować.
Nałóg nie osiągnął swej pełni ze względu na moje ograniczenia ruchowe i z tego powodu wyręczenie się kolegą, ale i tak dobrze było.

Jak najszybciej muszę oddać moje ukochane urządzenie, bo ogród nadal kusi a piła w kącie drzemie.

Może czas druciki wyciągnąć i coś kobiecego porobić.
No bo jak to tak, niby słabsza, delikatniejsza niby, a w ręku piła mechaniczna.
Dość, każdy nałóg można opanować-idę dziergać i poudawać, że jestem taka full opcja kobieta w różach i, że od dnia jutrzejszego nic, ale to absolutnie nic nie wymagam.







W związku z moimi robótkami ręcznymi, postanowiłam stworzyć miejsce na moja kolejną pasję-ognisko.
Grill jest fajny, ale takie prawdziwe ognisko z kiełbasa na kiju to jest to.
Niniejszym oznajmiam, że sezon ogniskowy w Belgowie rozpoczęty. Będzie to stanowiło kolejna moją atrakcję, gdyż w Belgii ognisk kulinarnych się nie robi.










No i na koniec zdradze iż se skarmelizowałam pomarańcz i cytrynkę, ale zrobiłam to jedynie w wodzie i brązowym cukrze. Proces trawal z 2 godziny.
Takie skarmelizowane pychoty podałam na sucharach z pasztetem, jakie to pyszne.



Moim drogim Paniom i tym co na traktorze i tym co w limuzynie, z okazji 8 marca, życzę Wam moje drogie-kaczki w koronie i trzech życzeń do spełnienia, tak tylko dla siebie.
Buziole w nochy

czwartek, 3 marca 2011

Hipopotamica w czekoladzie.




Słońce, zero chmur, cieplutko, dobrze spełniony obowiązek wzorowego podatnika i na to wszystko tłusty czwartek.
Tylko, że prawdziwych pączków i chrustów mi brak.
W Belgii nie ma tłustego czwartku i jego kalorycznych pyszności.
Aby tradycji zadośćuczynić, se zaszalałam i pomimo mojego wyglądu, który z profilu zaczyna przypominać hipopotama z nadwagą, poczłapałam do mojej zaprzyjaźnionej cukierni.
A tam. Małe ciacho, coś w rodzaju tortu Pawłowej. Malutkie, a i tak nie byłam w stanie zjeść całego, eklerki i COŚ.
Pierwszy raz zjadłam skarmelizowane pomarańcze maczane w gorzkiej czekoladzie.
MNIAM




KARMELIZOWANA POMARAŃCZ ALBO LEPIEJ CYTRYNKA.
Składniki
- 1/4 kostki masła
- 1/4 szkl cukru brązowego
- 1/4 szkl cukru białego
-cienko pokrojone CAŁE pomarańcze lub cienko pokrojone cytryny( w plasterki)
Na patelni rozpuścić masło z cukrem. Plasterki smażyć ok. 10-15 minut, aż zaczną się ładnie karmelizować.Ostudzić.

Topienie czekoladki

A dokładnie – roztopienie w kąpieli wodnej. Potrzeba do tego dwóch podobnej średnicy garnków lub rondelków. Do jednego wlewamy wodę – mniej więcej do 1/3 wysokości i doprowadzamy ją do wrzenia.
Drugi garnek kładziemy nad wrzątkiem – częściowo zanurzone w wodzie – i wkładamy do niego czekoladę.
Aby szybko się roztopiła, należy ją połamać na drobne kawałki.
Roztopiona czekolada zdjęta z wodnej kąpieli szybko zastyga, więc...
Więc teraz te schłodzone krążki maczamy w gorzkiej czekoladzie studzimy i SMACZNEGO








Słoneczna droga do pracy i aby osłodzić do końca - PSIOKI.











Related Posts with Thumbnails