wtorek, 8 października 2013

Qba & Libre. Bo czasami miłość przychodzi i późną jesienią, czyli przepis na bezalkocholowy drink oszałamiający.


Naprawdę TEGO nie planowałam.
Podejrzewałam, że kiedyś, może.
Fajne w mieszkaniu we własnym domu z ogrodem i na wsi jest to, że MOŻNA.

Ile to ja się nie naprosiłam kiedyś, ile  nanegocjowałam, tłumaczyłam, że przecie chcę, będę się opiekować-to dlaczego nie?

NIE słyszałam będąc na garnuszku rodziców i NIE, ważąc zupę już we własnych garach.
Bo miasto, bo blok, bo szkola, bo praca.

Tym razem NIE, nie wchodziło w grę.

Przychodziłam do żłobka odbierać Dzidziola i kilkakrotnie widziałam te rozbrykane kluski.
Kluski jak to kluski, wszystkie ładne jak małe.
Zawsze widziałam cztery, piątej jakoś nigdy się nie doliczyłam.

Mama tygrys dachowy, dzieciaki rodowodowe dachowce.

Przychodziłam, odbierałam Dzidziola,miziałam kluski, aż....

Aż stoje sobie grzecznie czekając na potomka, a tu na samym końcu bawiącej się gromady klusek, wychyla się ON.

Może mi ktoś powidzieć, ja można nie zakochać się w tym stworzeniu od pierwszego ujrzenia.

Najmniejszy i jedyny z długim włosem, jakas prababka mezalians koci walnęła, czy co?

Cała rodzina dachowa, a ten czupur nie dość, że karłowaty to jeszcze puchaty.

Imię znane mi było już od ponad roku. Trochę zabawna historia, bo imię nadał mu Ksiądz, od którego kupiliśmy Belgowo.
Ksiądz jest naszym sąsiadem i rok temu przedstawiając mu nowego mieszkańca-QBĘ, Ksiądz ucieszył się i powiedział, że teraz nam LIBRE tylko brak.

No to nie brak.
Proszę Państwa-oto jest LIBRE.
Nie można przy nim spokojnie usiąść bo od razu ładuje się na kolana. najchętniej spałby cały czas na mojej szyi.
Niech Was nie zwiedzie słodka mina- to urodzony król i terrorysta.
Zdominował cały dom. Guapa się go boi -bo na nią szczeka.
Qba wraca tylko na obiady- bo jest obrazony na mnie-JAK JA TO MOGAM MU ZROBIĆ.
Pan Mąż udaje, że Libre nie ma, nawet kiedy TEN ładuje mu się na kark. Musi udawac, bo LIBRE jest moim odwetem na wszystkie dotychczasowe słyszane NIE i decyzję podjęłam samodzielnie, stosujac jedynie damskie triki w celu załagodzenia informacji ;-)
Dzidziol -kocha i okrywa kocykiem.

Wesoło jest i fajnie taką puchatą kluchę przytulić przed komikiem, fajnie

Pozdrawiam Was wszystkich w te piękne ciepłe dni jesieni.
Gratuluje tym, którzy się domyślali kto z nami zamieszka, buziolam w nochy i dziękuję.
Haniania

A oto Libre, w całej swej okazałości ;-)
I trochę moich jesiennych róż i jabłek, jakby ktos kotów nie lubił ;-)





















 
 















 



wtorek, 1 października 2013

Atrakcyjne PITKI szukają Miki, a ja nie usiadłam księciU na kolanach, choć byłam tak blisko.

 



Chodzę koło tego wpisu jak dookoła jaja.
No właśnie, tylko jakiego?
Mam wrażenie jakbym swoją opinią miała powiedzieć 4 latkowi, że Mikołaj wchodzi codziennie do domu drzwiami, a tylko raz w roku kominem.

Może wytłumaczę. Wytłumaczę tym, dla których okres komunizmu i przywilejów z nim związanych jest znany jedynie z książek. Ja w nim żyłam jako mała kilkuletnia dziewczynka, dla której, bardzo ale to bardzo ważnym przeżyciem było ogladanie bajek. A tych amerykańkich z księżniczkami, różowym brokatem, myszką Miki, Donaldem-tych oczekiwałam najbardziej. Dawkowanie ich w telewizji było minimalne, od wielkiego święta aby rodzice mieli czas na przygotowania.
Gdybym wtedy, jako 8 latka trafiła do świata bajek pewnie wyłabym z zachwytu, po dodatkowych 31,5 latach gust mi sie jednak zmienił.

Komitet mojej wsi, dla mieszkańców, zorganizował w tym roku wycieczkę do DISNEYLAND PARIS.
Podejrzewałam, że Dzidziol jest za mały na taką atrację, ale wyjazd darmowy skusił mnie.

Nie wiem co mam napisać.
Może tak- Disnayland nie jest dla małych Dzidzioli oraz osób "szybkich".
Główną refleksję jaką wyiosłam z wycieczki to to, iż Disnayland -UCZY CIERPLIWOŚCI.
Obojętnie do czego, wszędzie czeka nas kolejka. Ta minimalna na 10 minut do kibelka, po 1,30 do 2 godzin -pociąg parowy.
Średio 45 minut przed każda atrakcją.

Wyobraźce sobie te dzieci, które tak stoja i stoją i czekaja, aby potem wsiąść do wagonika i przejechac się 2 minuty po torze z figurami Pinokia albo Piotrusia Pana.
Wiem, bo pytałam-inne dzieci po takim czekaniu były zawiedzione tymi "atrakcjami".
DLa Raszko, przejazd taki był za straszny, popłakaliśmy trochę.

Jedyne widowiska, które nad odpowiadały to cuchcia parowa okrążajaca cały park oraz It's small world- łódki w tunelach wypełnionych kukiełkami. Tam wypatrzylismy nawet akcent Polski-tańcząca krakowiankę.

W jakiś swoich wyobrażeniach miałam wizję Myszki Miki, Donalda czy innych postaci Disneyowskich przechadzających się po parku i biorących dzieci na ręce-postacie widzieliśmy tylko podczas parady. Miałam wyobrażenie o jakims miejscu przystosowanym dla maluczkich do 3 lat- chmmm zapomnij.
Stara część disneylandu-bo są 2 parki, my zwiedzilismy ten starszy-to taki wielki kolorowy plastikowy świat sklepów, z takimi samymi wszedzie gadżetami i tłumami w kolejkach czekającymi na przejażdżczki czymś, co trwa kilka minut.
Czułam się potwornie...rozczarowana.

Może jak Dzidziol będzie miał z 8 lat i będziemy mogli odczekać swoją kolejkę aby zawisnąć glową w dół na którejś z kauzel dla dorosłych, może za tych kilka lat inaczej spojrzę na ten Land.
Bardziej jak na miasteczko dla młodzieży z odjazdowymi kolejkami, bo dla dzieci to miejsce przyjazne nie jest.

Najważniejsze z całego dnia było to, że spędziliśmy je z Dzidziolem razem, że zajadalismy się w tych kolejkach frytkami, zwanymi przez Dzidziola "pitkami", że siedzieliśmy na podłodze i gralismy w mini bębny, że na stacji były kapkapy, że potrafimy bawić się ze sobą i nic nie jest nam do tego potrzebne ;-)

Każdy ma swoje zdanie, ta opinia jest moja.

Zapraszam do galerii zdjęć;-)

























































PAPA-mysza z dziury.

ps-TOTO już jest w domu, nawet Panu Małzonkowi serce zmiękło ;-)



Related Posts with Thumbnails