Szlachetne Panie i Wielcy Mężowie. Opowieść dziś snuta będzie o Rycerzu, co to za górami za lasami w dzikiej krainie mieszkał a waleczny i dzielny był niesłychanie.
Rycerz posiadał wielką magiczną moc. Palcem jeno jednym brzydkie dziewki w kozy zamieniał.
Kiedy były smutne potrafił je uzdrawiać czarodziejskimi ziołami.
Nudno jednakże Rycerzowi w jego krainie było.
Pewnego dnia postanowił wyruszyć i poszukać przygód.
Przy okazji, capnąć jakąś narzeczoną coby prała skarpetki-bo matka stara już niedowidzi, zabić smoka, zdobyć nowe zamki-bo ten obecny jakiś nieodrestaurowany, no ogólnie poszedł sobie Rycerz i już.
W podróż Rycerz zabrał swoja magiczną bąblownice.
Mijały minuty a Rycerz chodził i szukał i nic ciekawego nie znalazł.
Ukrył więc swoją magiczną bąblownice, bo może jeszcze ktoś mu ja odbierze.
Zresztą strzeżonego... itd.
Zmęczył się Rycerz tym chodzeniem nieziemsko, zawołał więc taxi i pojechał dalej.
A dalej zamczyska się pojawiły.
Przed niektórymi pokłon należało oddać aby wejść móc.
Na inne, urwiska strome prowadziły.
Dobrze, że w borach magiczne szysze Rycerz znalazł to siły szybko odzyskał.
Posilony stwierdził, że wszędzie dobrze ale w starym zamku najlepiej.
Matuś stara pewnikiem juz jakies magiczne strawy warzy na powrót syna.
Dla starszyzny z trucizną niebieską i okraszone syto gorzałą, a dla Rycerza w osobnej misie zdrowe ciacho.
Przed konsumpcją trzeba było jeszcze skosić trawę, bo urosła w salonie.
Zdmuchnąć ziającego ogniem smoka.
Aby wreszcie po tak ciężkim dniu, na sam koniec zjeść kawałek urodzinowego tortu.
I ja tam byłam, miodu ni wina nie piłam. Zagryzałam niebieskim Tyramisu i nadal żyję.
Wszystkim Dobrodziejom dziękujemy
Rycerz pozdrawia i też Wam ukochani Poddani życzy dobrych plonów i obfitego kolejnego roku anno domino numero 2