czwartek, 5 sierpnia 2010

Kobieta Międzynarodowa Cierpietnicą Zwana.



Kobieta to dziwne urządzenie. Im dłużej nią jestem tym bardziej mnie zadziwnia.
Niby słabsza płeć, a Najwyższy to ją obdarował darem znoszenia wiekszego bólu niż płeć brzydszą. To kobiałki nie mdleją na widok krwi, wspierają i podpierają, tworzą dom, pracują, rządzą, dogadzaja, cierpią za masy i wreszcie argument totalnie niepodważalny-rodzą.
Do największego szału doprowadza mnie sytuacja-dobrowolnego wprowadzania się w stan tzw Kobiety Cierpiacej Dobrowolnie-ba, nawet samonarzucającej sobie taka rolę.
Pukam się czasami czołem o najbliższą framugę drzwiową, kiedy sama w takie dobrowolne kajdany wkładam łapy. Ja puknąć się mogę, moje czoło, moja framuga, ale w co puknąć kiedy widzę inną męczęnnice?
Przez ten dar bycia kobiałką, wiele razy już w swoim życiu postanawiałam-brać sprawy w swoje ręce-durna. Chop kariere robił, a ja po świecie tułałam się i rękoma zapierdzielałam, utatłana, padnięta, na horyzoncie zwiedziona obietnicą czczenia i podziwu za me wyrzeczenia i ciężka pracę.
I nie chodzi mi o to, iż ktoś mi kazał, batem pobudzał, symulował sam niezdarność życiową, nie, to ja sama, ja i moje kobiece hormony taki stan cierpiętnicy dobrowolnie wybierają.
Myślałam, że to może tylko taki dar Matki Polki, bo na ten przykład Matka Włoszka albo Matka Bułgarka już tak nie ma, ale nie-to przeklęństwo międzynarodowe, globalny wirus.
Pracując kiedyś, oczywiście fizycznie, w pięknej restauracji w Chicago spotkałam 4 kobiety. Wszystkie były kobietami Polskimi i wszystkie pracowały dla kogoś. Dla męża, dla matki, dla córki dla syna, dla wnuczka dla wnusi. Byłam jedynym gadem który samolubnie pracował dla siebie-no na remont swojego mieszkania, ale dla siebie.
To nie była taka praca do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. To była praca 6 dni w tygodniu od godziny 7.30 rano do 22.00. Ja te kajdany przywdziałam tylko na 6 miesięcy-one pracowały tam już po kilka lat.
Nielegalnie, bez rodzin,bez praw-możecie sobie wyobrazić, że one mieszkając zaledwie 45 min drogi autobusem do centrum Chicago, nigdy w nim nie były.
Codziennie słuchałam opowieści O NIE ICH ŻYCIU. One swojego nie miały, nawet tego niezauważywszy. Ja słuchałam ich opowieści o nowo wybranej farbie w domu córki, o wakacjach syna, o przedszkolu prywatnym wnuka.
Tylko raz starałam się je obudzić, nie zrozumiały.
Teraz jestem w Belgii, moje koleżanki w pracy to Sycylijka i Węgierka. Obie haruja, a ich faceci siedzą na zasiłkach.
Ja katuję się przebywaniem kilkugodzinnym z pacanem szefem, bo zachciało mi się coś samej sobie udowodnić.
Na szczęście w porę, bez wspomagania sie rytmicznym uderzeniem o framuge dla odzyskania równowagi myślowej, moje życie znów powróci na normalne tory. Zmieniam pracę, a one?
One zostaną, w poczuciu mniejszego zagrożenia iz ktoś je wyrzuci z pracy, dając mi ich wolny wakat.
Ich mężowie siedząć w domach, utrzymując się z zasiłku dla bezrobotnych, w przerwach pomiędzy ziewaniem a dłubaniem w nosie, mam nadzieję iż choć raz w tygodniu pomyślą jaki skarb mają i jak na niego nie zasługują.
A im, tym wszystkim kobiałkom chciałabym podarować chwilę dla siebie, potrzebę sprawienia sobie i tylko sobie przyjemności. W postaci lodów, spaceru, muzyki, czegokolwiek co nie pozwoli im zapomniec o samych sobie.
Buziolki tytanki, te kwiaty to dla Was.






Coś z niczego- ciąg dalszy moich łobrazów

Orychidee w słońcach




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każde słowo. Te słowa pozwalają mi wierzyć, że to co robię ma sens, że ja mam jakieś znaczenie w tym zwariowanym świecie.

Related Posts with Thumbnails