
Siedziała przed lusterem, które zajmowało całą ścianę w dużym pokoju.
Czesała włosy.
Najpierw tapirowała je zawzięcie takim małym grzebieniem, potem spryskiwała lakierem.
Widząc odbicia w lustrze, uśmiechała się.
Często zatrzymywała się pod drzewami magnolii, które rosły pod szpitalem.
Siedziała tam i czekała na córkę, aby dać jej przed dyżurem buziaka.
Pięknie się ubierała- miała kolorystyczne zestawy ubrań.
Jej mama ze skrawków, które zostawały szyła ich miniaturki dla jej córki.
Na rogu niebuszewa od zawsze był fotograf, który wszystkie zdjecia z Nią umieszczał w gablocie wystawowej.
W tej gablocie były też zdjęcia ich obu.
Kiedyś dużo pisała.
Swoje myśli, rozterki sercowe, zmagania ze światem przemieniała w wiersze.
Kiedyś, ktoś uparcie chciał aby została aktorką, była tak piękna i tak pięknie deklamowała.
Wolała zostać lekarzem.
Kiedyś ktoś bardzo ja kochał, ale odszedł.
Kiedyś ona czekała na nowe życie, ale odeszło.
Potem znów jej marzenie sie spełniło i podobno nad życie kochała tą mała dziewczynkę.
Chciała coś osiągnąć, chciała leczyć, być szanowanym człowiekiem, chciała lepszej przyszłości.
Dla tej małej dziewczynki, która przychodziła pod magnolie, która pamięta tylko te tapirowane w pośpiechu włosy, zawsze będzie ideałem.
Do dziś nie rozumiem, co znaczy słowo mama,
bo tego prawdziwie wypowiedzianego nie pamiętam.
Dziecko bez matki, czuje to samo co dziecko któremu amputowano rękę.
Widzi inne dzieci, które klaszczą, wie że coś jest z nim nie tak, ale nigdy nie zrozumie co i nie dowie się jak klaszczą jego dłonie.
Do dziś zostały po niej trzy zeszyty jej drobnego pisma.
Do dziś nie mogę zrozumieć- dlaczego?.
Zawsze mi sie wydawało, że tyle przezyła, a przeciez ja jestem od niej juz starsza o 4 lata.
Zawsze mam jej zdjęcie w portfelu.
Zawsze będę zastanawiać się, jak wyglądałoby dziś, gdyby była.
Zawsze będę tęsknić.
Dziekuję.
Jadwiga 1948-1980

