czwartek, 19 maja 2011
Jak dwa gołąbki jedzące obiad grozy- czy to w luksusach, czy to w slamsach.
Dość leniuchowania, do pracy. W końcu nikt tu na wypoczynek nie przyjechał.
Podnosimy więc spalone słońcem, oj były spalone bo przysnęło mi się na tej plaży- tyłki i do zwiedzania dwójkami marsz.
Przedostatni dzień.
Dziś wycieczka pod znakiem kontrastów.
W Libanie na goły rzut oka widać, że albo masz wszystko, albo nie masz nic.
Czarne albo białe, klasy średniej brak.
Taki oto zamiar powziełam w tym dniu, jak rasowy socjolog, próbę poobserwowania tych wyzin i nizin.
Najpierw Bejrut i Souk.
Souk Ayass-czyli najdroższa i najbardziej eksluzywna dzielnica w stolicy.
Wjeżdżasz na główna ulicę i jeśli należysz do pieknych- przestajesz się martwić.
Już na ulicy czekają na Ciebie parkingowi, którym oddajesz kluczyki i samochód.
W zamian otrzymujesz świstek i nie przejmujesz się szukieniem miejsca parkingowego.
Szczerze-to lęk mnie ogarnął. No bo rozumiem przed hotelem, panu w uniformie, ale tak na ulicy samochód z kluczykami oddawać.
Wysiadasz i w moim przypadku zwiedzasz.
Co prawda PrzedPadre Kot straszliwie chciał coś mi kupić na pamiątke, ale co to za pamiątka jak jest z metką made in china,
albo ze sklepów co takie same i w Pl?
Nie znajdziecie tu niczego oryginalnego, no chyba ze biżuterię na jewellery Souk.
W tej uliczce P. Kot jakoś strasznie przyspieszył, wiec nie dane mi było zastawić domu pod kolie z brylantów.
Po schopingu ocznym, zostałam zaproszona na obiad.
Jak pisałam przed wyjazdem, symbolem Bejrutu są dwie skały.
Białe skały nazywane Pigeon Rock-gołębie skały.
Są piękne, a restauracje zawieszone nad urwiskiem przysparzają dreszczyku emocji.
Polecam jedynie soki naturalne, ten na zdjeciu to limonka plus mięta, bo jedzenie naśladuje nieudolnie europejskie i nie jest smaczne.
UWAGA. Film dla osób o mocnych nerwach.
Kolejny przystanek targ w Sydon.
To to miasto z zamkiem morskim.
Jak odwrócicie się plecami do zamku to dokładnie na wprost jest targ.
Już poprzednio targ ten mnie zaintrygował, ale nie moglśmy wtedy zagłebić się w jego uliczki.
Teraz pofolgowałam sobie i biegałam wąskimi chodnikami w poszukiwaniu skarbów.
W jednym i w drugim targowym przypadku, brak rękodzielnictwa.
Kolorowe szkiełka, paciorki, plastikowe łapki a nawet chusty libańskie-made in china.
Szkoda.
Podsumowując ten dzień różnic klasowych-
bardziej spodobał mi się targ Sajdy.
Z jego świecidełkami, nawołujacymi i targujacymi sie Libańczykami z odorem ryb.
Nie spodziewajcie się, że kupicie tu coś oryginalnego-no chyba, że słodycze-ale o tym jutro.
Buziole
ps-pierwsze zdjęcie lotnicze zapożyczone z netu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
małe, zwinne rączki chińskich kobiet i dzieci zrobią wszystko za wszystkich. Przerażające!! Ale nie ma co się śmiać bo słyszałam newsa, że Chińczycy planują w Polsce w kolej zainwestować. Kupią nas jak nic.
OdpowiedzUsuńSkały super, te dwa samotne to chyba klasyczne ostańce. No i klif absolutnie idealny
Jejku to morze, te kramy...ach....
OdpowiedzUsuńCudne krajobrazy! Cudna opowieść! A to zdjęcie "z netu" po prostu urzeka i kusi...
OdpowiedzUsuńŚliczne morze i krajobrazy. Już nie będę pisać jak bardzo Ci zazdroszczę tych wrażeń, bo powtarzam to przy każdym komentarzu.
OdpowiedzUsuńa ja będę nudna- ZAZDROSZCZĘ! wyjazdu oczywiscie, ale tez umiejętności dziennikarskich- czy to Twój ukryty fach??
OdpowiedzUsuńDziękuję Haniu, że tak nas oprowadzasz ... Jakbym tam z Tobą była ... Wiesz co budzi zdziwienie i zgrozę moją w podobnych krajach? Ta plątanina kabli, przewodów itp nad głowami, ulicami.
OdpowiedzUsuńSkałki rewelacyjne, a targowicka jakie by nie były zawsze mnie intrygują ;-)
Co to za zielony napój?